Noche de San Juan

Dzisiaj chciałbym opowiedzieć Wam o jednym z najbardziej fascynujących hiszpańskich obyczajów – Noche de San Juan.🔥✨
Noche de San Juan, czyli Noc Świętego Jana, to wyjątkowe święto obchodzone w Hiszpanii w nocy z 23 na 24 czerwca. Jest to magiczna noc, w której Hiszpanie witają lato, świętując przy ogniskach na plażach, w ogrodach i na ulicach. 🏖️🔥
Dlaczego Noche de San Juan jest tak wyjątkowe? To święto ma długą tradycję i jest pełne wierzeń i obrzędów. Jednym z najważniejszych elementów jest skakanie przez ogień lub przejście przez ogromny płomień.🔥🔥 Wierzy się, że takie działania oczyszczają duszę i przynoszą szczęście na nadchodzący rok. Jest to również moment, w którym Hiszpanie składają życzenia i marzenia, które mają się spełnić w przyszłości.✨💫
Noche de San Juan to nie tylko ogniste rytuały, ale także wiele innych atrakcji. Plaże są wypełnione muzyką, tańcem i śpiewem, a niektóre miasta organizują także pokazy sztucznych ogni. To wyjątkowa okazja, by spotkać się z przyjaciółmi i rodziną, cieszyć się wspólnym czasem i tworzyć niezapomniane wspomnienia.🎉💃
Previous slide
Next slide

W mojej autorskiej metodzie nauczania języka hiszpańskiego HOP (Hiszpański Obyczaje Proces) odkrywanie hiszpańskich tradycji jest jednym z najważniejszych elementów. Dlaczego? Ponieważ poznawanie kultury, obyczajów i świąt ludzi, którzy mówią danym językiem, pomaga nam lepiej zrozumieć i zanurzyć się w języku hiszpańskim. 🌍📚
To połączenie języka i kultury daje nam nie tylko umiejętność komunikacji, ale także głębsze spojrzenie na hiszpańską tożsamość.🌟🇪🇸

Chcesz nauczyć się języka hiszpańskiego i spełnić swoje marzenie o odkrywaniu Hiszpanii i jej fascynujących obyczajów?

📚💃 Odkryj wraz ze mną  bogactwo języka hiszpańskiego i świata, który go otacza.✨🌍

72. Obyczaje w Hiszpanii.

Z tego nagrania dowiesz się m.in.:

– Czy aby na pewno w Hiszpanii dzień matki jest 26 maja?
– Dlaczego podłogi często się myje? Czym się je myje? I o co chodzi?
– Kto wymyślił mopa?

Co czytać o Hiszpanii? Ciąg dalszy wywiadu z Aleksandrą Lipczak

A właściwie po co czytać o Hiszpanii? Odpowiedź brzmi: żeby lepiej zrozumieć pewne procesy i nie dać się zaskoczyć sytuacjom, które mają miejsce w Hiszpanii, a które nie występują u nas. Poznawanie w taki sposób Hiszpanii to element mojej autorskiej metody HOP (hiszpański, obyczaje, proces). A kto jak nie Ola, autorka książek „Ludzie z Placu Słońca” i „Lajla znaczy noc”, może polecić najlepsze książki o Hiszpanii? Zapytajmy więc Oli, co czytać o Hiszpanii?

Paulina Piecyk: Olu, co byś nam poleciła, jaką listę lektur jesteś w stanie nam podać, żebyśmy lepiej poznali kulturę i obyczaje hiszpańskie? Nie mówię, żeby czytać wyłącznie książki historyczne, bo ktoś kto jedzie do Hiszpanii turystycznie może niekoniecznie chce czytać o historii. Ja oczywiście na sam początek polecam Twoje dwie książki, czyli „Ludzie z Placu Słońca” i „Lajla znaczy noc”. Jakie są jeszcze książki tak przystępne dla czytelników jak Twoje?

Aleksandra Lipczak: Do niedawna było tak, że jeśli chodzi o reporterskie ujęcie tematu, to o Hiszpanii za bardzo nie było co poczytać po polsku. Na szczęście ostatnio zaczęła się dobra passa dla książek o Hiszpanii.

Lekturą obowiązkową dla tych, którzy chcieliby zrozumieć tragiczną historię XX w. Hiszpanii, wejść głębiej, by zrozumieć współczesną Hiszpanię, jest temat wojny domowej i książka Katarzyny Kobylarczyk „Strup. Hiszpania rozdrapuje rany”. To świetnie napisana historia, jednocześnie mroczna i trudna. Katarzyna zajmuje się tematem pamięci, poszukiwania ofiar, ekshumacji, które przecież cały czas mają tam miejsce.

A z gatunku tych lżejszych mogę polecić książkę, która jakiś czas temu ukazała się po polsku. To „Głosy starego morza. W poszukiwaniu utraconej Hiszpanii” Normana Lewis’a. Książka sprzed paru dekad napisana przez brytyjskiego dziennikarza. Taka bardzo „klimaciarska” historia reporterska tocząca się w małym miasteczku gdzieś w Katalonii. Polecam, gdy chcesz poznać rzeczywistość małego hiszpańskiego Pueblo. Bardzo polecam.

Godna uwagi jest też książka, której wprawdzie jeszcze nie przeczytałam do końca, ale zamierzam, bo zajmuje się bardzo ciekawym tematemTo książka Katarzyny Mirgos pt: „Gure. Historie z Kraju Basków”.

P.P.: Kraj Basków to niesamowite miejsce, bardzo ciekawe do zwiedzania, na dodatek dociera tam bardzo mało turystów.

A.L.: Może dlatego, że to deszczowy zakątek Hiszpanii, do której jednak wybieramy się przede wszystkim w poszukiwaniu słońca i plaż.

P.P.: Mimo to namawiam gorąco do odkrycia tego nieodkrytego zakątka Hiszpanii J

A.L.: Na mojej liście lektur obowiązkowych jest jeszcze jedna książka (a właściwie esej) opowiadająca tym razem o Fuerteventurze: „Fuerte”, której autorem jest Kasper Bajon.

Książek o Hiszpanii na polskim rynku jest coraz więcej. Można naprawdę dzięki nim dobrze poznać i zrozumieć ten kraj. Nie zapominajmy też o tym, że są również dobrze przetłumaczone, wspaniałe hiszpańskie powieści, również warte poznania. Należą do nich książki Almudeny Grandes, bardzo dobrze napisane i popularne w Hiszpanii.

P.P.: Bardzo dziękuję Olu za poświęcony nam czas i cenne wskazówki.

A.L.: Dziękuję i pozdrawiam wszystkich słuchających nas. Pilnie uczcie się pod okiem Pauliny. Muchas gracias!

P.P.: Dzięki Oli masz już solidną bazę książek, którymi możesz się zainteresować i do których możesz wracać. Niektóre tematy są bardzo trudne, zwłaszcza XX w. i wojna domowa w Hiszpanii. Ta historia wcale nie jest odległa, wciąż dotyka osoby żyjące dzisiaj, ma wpływ na to co zastajemy w Hiszpanii. Dlatego warto poznać coś więcej niż tylko hiszpańskie „playa y sol”.

Książki, które warto przeczytać przed wyprawą do Hiszpanii:

Aleksandra Lipczak „Ludzie z Placu Słońca” i „Lajla znaczy noc”,

Katarzyna Kobylarczyk „Strup. Hiszpania rozdrapuje rany”,

Norman Lewis „Głosy starego morza. W poszukiwaniu utraconej Hiszpanii”

Katarzyna Mirgos „Gure. Historie z Kraju Basków”,

Kasper Bajon „Fuerte”,

powieści Almudeny Grandes, np. przetłumaczone na polski: „Matka Frankensteina”, „Pacjenci doktora Garcii”, „Pocałunki składane na chlebie”.

Previous slide
Next slide

Zeszyt wirtualny Oxford i aplikacja Scribzee

Dzisiaj wpis niesponsorowany. Po prostu zachwyciłam się pewnym ogromnym ułatwieniem w nauce (oczywiście) hiszpańskiego.
Jakiś czas temu opowiadałam Ci jak wybrać, założyć i prowadzić zeszyt. Wiesz już, że odpowiednie notatki wspierają proces nauki języka. Nadszedł czas na wzniesienie poziomu notowania na wyższy poziom.

Porozmawiajmy o tym jak założyć sobie wirtualny zeszyt.

Może słyszałaś/słyszałeś już o wirtualnym zeszycie? Ja nie, i kiedy jedna z moich uczennic opowiedziała mi o tym rozwiązaniu, było to dla mnie jak odkrycie nowej gwiazdy dla astronoma.

 Zbadałam temat i odkryłam, że wiele osób (jak ja) nie ma pojęcia o istnieniu wirtualnego zeszytu. Jak widać, człowiek uczy się przez całe życie.

Co to jest wirtualny zeszyt?

Taką funkcję proponuje Oxford – producent zeszytów znanych każdemu pilnemu uczniowi.   Wystarczy, że oprócz założenia tradycyjnego papierowego zeszytu tej firmy ściągniesz na swój telefon darmową aplikację Scribzee.
 Oczywiście zeszyt Oxford musi być kompatybilny z aplikacją, czyli każda kartka musi posiadać w swoich rogach cztery „magiczne kwadraciki”, które umożliwią skanowanie każdej strony.

Jak to działa?

Robisz notatki jak zwykle w papierowym zeszycie, możesz wklejać kolorowe karteczki i ksera, a potem skanujesz stronę i przenosisz ją do aplikacji w swoim telefonie. I dzięki temu możesz organizować sobie do woli swój zeszyt w wersji wirtualnej.
 Możesz zamieniać strony, edytować je, tworzyć tematyczne pliki (np. ze słówkami), układać jak ci się podoba, a nawet udostępniać je wybranej osobie. Łatwiej jest odnaleźć potrzebne notatki. Nie ma ograniczeń jak w tradycyjnym zeszycie, genialne.

A co najważniejsze

 Zabierasz ze sobą swoje notatki w smartfonie, wcale nie musisz ciągnąć ze sobą zeszytu. Zauważ, że możesz zaopatrzyć się w duży, ciężki, tradycyjny zeszyt. I wcale nie musisz przejmować się, że nie jesteś w stanie zmieścić go do torby. Możesz spokojnie zostawić go w domu, zabierasz ze sobą jedynie telefon z aplikacją.

 Podsumowując, nadal prowadzisz zeszyt w tradycyjnej, papierowej formie, ale oprócz tego możesz sobie wrzucić wszystko do aplikacji i jechać do Hiszpanii na wakacje tylko ze smartfonem w ręce. I nie musisz się już martwić, że zgubisz zeszyt. W razie „w” masz wszystko w aplikacji.

Jeżeli chcesz posłuchać o tym jak opowiadam o wirtualnym zeszycie, to zapraszam Cię do mojego podcastu. (link)

Sketchnoting, wywiad z Danutą Kitowską

  Sketchnoting i nauka hiszpańskiego? Dlaczego nie? Nie bez powodu Danuta Kitowska z www.nauczona.pl prowadzi warsztaty ze sketchnotingu na moich kursach.
Jeżeli nie spotkaliście się jeszcze z tą metodą, to po przeczytaniu mojego wywiadu z Danusią nie będzie już więcej wątpliwości, że sketchnoting doskonale wspiera proces nauki, nie tylko języków obcych. Zapraszam!

Paulina Piecyk: Danusiu witam cię bardzo serdecznie i dziękuję, że znalazłaś czas na rozmowę o sketchnotingu. Dlaczego sketchnoting? Jak to się stało, że zaczęłaś promować
taką formę nauki?

Danuta Kitowska: Dzięki Paulina za zaproszenie. Bardzo się cieszę, że mogę u Państwa gościć.
Najkrócej, gdyby zapytano mnie kim jestem, to powiedziałabym że jestem nauczycielką. Dodam jeszcze, że byłam, właściwie trochę wciąż jestem, nauczycielem chemii. I ten mój rysunek, praca z obrazem zaczęły się właśnie na lekcjach chemii.
Poza tym kiedyś marzyłam, żeby pójść do liceum plastycznego. Ostatecznie wybrałam coś zupełnie innego. W chemii jest dużo trudnych zagadnień, więc rysowałam aby je wyjaśniać uczniom. Były takie zagadnienia, które rysowaliśmy bardzo metaforycznie, np. jaki jest wpływ tłuszczów na żywy organizm. Moi uczniowie rysowali różne postaci – jakiegoś tęgiego pana albo jakąś osobę, która spożywa mało tłuszczów, w związku z tym ma mało energii i jest przez to bardzo chuda i na przykład nie oprze się nawet muszce, która próbuje ją przywrócić.

P.P.: Poczekaj, mówimy sketchnotingu, ta nazwa chyba nie pojawiła się kilkadziesiąt lat temu?

D.K.: Słuchajcie, sądzę że było wielu takich nauczycieli, którzy na tablicy rysowali trudne zagadnienia wyjaśniając je za pomocą jakiś dziwnych lub fajnych metafor, bo kiedyś taki poważny przedmiot jak chemia zupełnie nie kojarzył się z rysowaniem prostych symboli lub śmiesznych ludzików.
   No dobra. W każdym razie ja sobie tak rysowałam i gdzieś na początku, chyba to był 2001 lub 2002 rok, na swojej drodze spotkałam Agatę Baj. Zapamiętajcie to nazwisko, sprawdźcie co robi Agata na www.agatabaj.pl.
   Agata to pedagożka ze Stargardu, która prowadzi również świetne miejsce na facebooku o nazwie „myślografia”. Do tej grupy należy wiele tysięcy ludzi, którzy wykorzystują obraz w rozwoju.
   A ponieważ słuchacie tego podcastu, to znaczy że chcecie się rozwijać. Zakładam oczywiście, że uczycie się hiszpańskiego, ale być może ten sposób uczenia się przyda wam się również do innych rzeczy.

P.P.: Zawsze mówię moim uczniom, kiedy wprowadzam twój warsztat na moich kursach, że ta wiedza przyda się nie tylko do nauki języka hiszpańskiego, bo można ją wykorzystać na wielu płaszczyznach i w wielu przestrzeniach zawodowych.
   Bardzo dużo osób wraca do mnie i mówi, że wykorzystuje sketchnoting np. w pracy.

D.K.: Kontynuując wątek dotyczący Agaty. Spotkanie z nią sprawiło, że miałam szansę dowiedzieć się czegoś o mapach myśli. To jedna z pierwszych osób, które w Polsce promowały teorie Buzana.
Polecam Jego książki. Dodam jeszcze, że ja trochę bloguję. Blog się nazywa www.nauczona.pl i niech was nie zmyli nazwa: „nauczona”, bo ja się ciągle uczę i ciągle jestem „nienauczona”.

P.P.: Powiem tylko, że spokojnie wszystkie linki, o których tutaj mówisz Danusiu, zarówno twoje, jak i Agaty Baj, będą w opisie podcastu. Przepraszam, lecimy dalej.

D.K.: Do swojego bloga też was odsyłam, dlaczego? Dlatego, że jak zaczęłam blogować pod szyldem nauczona.pl, a było to gdzieś w 2015 roku, zrobiłam szereg wywiadów z ludźmi, którzy napisali książki o mapach myśli i między innymi to była Agata. Są też inni, ale zachęcam do poznania pracy Agaty, bo zajmowała się mapami myśli w edukacji. Dzisiaj mówimy o tej edukacyjnej części wykorzystania map myśli.
Natomiast na moim blogu znajdziecie wywiady i cały szereg odniesień, zastosowań i linków do osób, które zajmują się mapami i napisali książki, ale np. o mapach myśli w biznesie. Odsyłam was również do wywiadu z Agatą, bo tam w załączniku są 3 wspaniałe mapy myśli Agaty. To są mapy które można sobie wydrukować za zgodą Agaty.
  Możecie zrobić pierwszą mapę myśli trochę dodając gotowym mapom koloru. Kolor jest bardzo potrzebny, pewnie o tym jeszcze dzisiaj uda nam się powiedzieć, natomiast czytając te mapy możecie dodawać kolor i jednocześnie dowiecie się, jak mapy myśli się tworzy, jakie mają zastosowanie i jak się z nimi uczyć. I myślę, że to tyle na temat map myśli.
  Natomiast moją drugą mentorką na drodze do sketchnotingu jest Klaudia Tolman, www.klaudiatolman.pl to jej miejsce w sieci. Fantastyczna psycholożka, tym razem z Warszawy, którą odkryłam gdzieś w 2014 roku. I powiem wam, że bardzo się przykleiłam do tego wszystkiego co Klaudia robiła, bo nagle okazało się, że mam bratnią duszę. Zawsze rysowałam, jak to powiedziała Paulina, nie wiedząc że uprawiam sketchnoting.
  Do
tego zachęcałam moich uczniów, ale nie znałam narzędzi, nie znałam technik.
 Powiem
szczerze, że to też mocno robiłam intuicyjnie, nie opierałam się do końca na koncepcjach pedagogicznych. Chociaż tu powinnam zrobić większą dygresję, że od jakiegoś czasu zajmuje mnie efektywność uczenia się i notowanie graficzne, sketchnoting jest tylko jego elementem. Kilkanaście lat temu zrobiłam doktorat z pedagogiki, specjalizując się w rozwoju i kształceniu nauczycieli. Po poznaniu najpierw technik mapingowych (biorąc pod uwagę mój warsztat wciąż jeszcze amatorski, bez osadzenia w żadnych koncepcjach, ale za to oparty na bardzo dużym doświadczeniu pracy w szkole), zbudowałam koncepcję uczenia i doskonalenia w tym nauczycieli. I tę myśl promowałam przez wiele lat.
  Gdy poznałam
Klaudię, zobaczyłam że ma fantastyczne narzędzia, że istnieją świetne techniki, do tego mogę spotkać Klaudię oko w oko na jej szkoleniu, do czego was również zapraszam. Potem już były spotkania z ludźmi takimi jak Paulina i wzajemne uczenie się.

P.P.: Tak, miałyśmy okazję spotkać się na dwudniowym szkoleniu. Dla mnie to było w końcu przejście z ery rysowania tylko patyczaków do ery rysowania normalnych ludzików.
  Pamiętam, zawsze mówiłam moim uczniom zanim spotkałam ciebie, że lepiej notować na kolorowo i robić sobie jakieś rysunki, ale nie potrafiłam im tego pokazać. Zawsze wychodziło brzydko, nie podobało mi się to co narysowałam na tablicy.
  Za każdym razem,
gdy robiłam lekcję na przykład o wyglądzie, to fantastycznie można było notować jeśli chodzi o wygląd człowieka. I pamiętam, że najbardziej lubiłam, kiedy rysowaliśmy karykatury, bo wtedy najlepiej mi to wychodziło. Natomiast po twoim warsztacie zupełnie wszystko się odmieniło, zupełnie inaczej wygląda notowanie graficzne. Przede wszystkim Danusiu chciałam się zapytać, dlaczego polecasz notowanie graficzne podczas nauki. Jakie widzisz efekty? 

D.K.: Już przechodzę do meritum, ale pozwól, że jeszcze trochę odniosę się do tego o czym mówiłaś wcześniej, o swoich początkach, że z pewną nieśmiałością podchodziłaś do tego działania. Powiem tak, większość ludzi ma w sobie wewnętrzny opór, gdzieś tam ciągle jesteśmy mentalnie na swoich lekcjach plastyki, kiedy to musieliśmy robić rysunki w sposób estetyczny, zachowując różne proporcje i perspektywę.
  To też są umiejętności na
pewno bardzo ważne w rozwoju każdego człowieka, natomiast my do naszych celów wykorzystujemy rysunki, które są symbolami. I te wszystkie rzeczy, które obudowywały dotąd nasze rysowanie nie będą nam potrzebne. I nagle okazuje się, że każdy potrafi rysować.

P.P.: Tak, zgadzam się.

D.K.: I to jest pierwsza rzecz, którą chciałam odczarować. A druga jest taka: nie myślcie proszę, że my tu nagle zmieniamy jakieś tradycyjne koncepcje, dalej będziemy operować słowem, ale to słowo trochę będziemy wzmacniać. I na tym właśnie polega moc notowania graficznego o które mnie pytasz. Dlatego uważam, że notowanie graficzne jest takie skuteczne.

P.P.: Kiedyś miałam takie poczucie, że nie potrafię tego robić, że nie potrafię rysować, jestem beznadziejna w tym temacie i w ogóle lepiej tego nie dotykać. I nagle okazuje się, że po sketchnotingu z tobą, potrafię coś fajnego wyczarować. Niekoniecznie namalować obraz, bo nie o to nam chodzi, ale nagle potrafię na lekcjach wyczarować coś fajnego, coś ciekawego, co wygląda i przypomina symbol językowy.
    Rysuję ludzika i on wygląda jak ludzik. Nie potrafiłam tego do tej pory zrobić i nagle w moim życiu pojawia się sketchnoting i uważam, że fajnie potrafię narysować różne rzeczy. Te rysunki potrafią zobrazować pewne elementy i nagle moje życie po twoim warsztacie zupełnie się odmienia.

D.K.: Super. Bardzo dziękuję. Trzeba samemu spróbować, żeby się przekonać czy sketchnoting jest właśnie dla ciebie. I w kursie Pauliny macie szansę by tego spróbować. Paulina powiedziała jeszcze o czymś bardzo ważnym. Notowanie graficzne, czyli sketchnoting (obydwa pojęcia dotyczą tego samego) jest efektywniejsze od samych notatek. Dlaczego? Spróbujmy to jakoś pozbierać. Powinniśmy sobie w ogóle przypomnieć jak notujemy. Jeśli dawno się nie uczyliście, to przypomnijcie sobie jak to robiliście na studiach, w szkole. Zazwyczaj braliśmy notes, długopis i pisaliśmy. Kiedy mieliśmy taką notatkę co dalej z nią robiliśmy? Zazwyczaj czytaliśmy ją kilkakrotnie, może staraliśmy się zapamiętać, może mieliście jakieś inne strategie, np. zakreślanie co ważniejszych rzeczy. Ale czy to było uczenie się? Ciągle nie. Bo wtedy należało wrócić do tych zakreślonych rzeczy i znowu je powtórzyć, zazwyczaj na pamięć, a być może te zakreślone rzeczy wypisać jeszcze raz. Zobaczcie ile czasu poświęcaliśmy na to, żeby coś w głowie zostało, a efekt był bardzo różny, bo jeśli tych notatek było dużo, to nauczenie się zajmowało mnóstwo czasu. I jeszcze czasami pojawiało się takie złudne wrażenie nauczenia się. Jeśli przepisaliśmy z jakiegoś podręcznika albo z wykładu coś sobie na 5 stronach to mieliśmy wrażenie, że umiemy, a tak naprawdę za dwa dni już niewiele z tego pamiętaliśmy. To samo dotyczy zakreślenia fragmentu tekstu. W mądrych książkach piszą, że zakreślanie jest pułapką, bo mamy wrażenie, że zrobiliśmy kawał dobrej roboty, a tu znowu w głowie nie za wiele nam zostało. Tak naprawdę praca z tekstem czy z materiałem z prezentacji lub wykładów polega na tym, żeby ją trochę przetworzyć. Prawda? Żeby po pierwsze wybrać najważniejsze rzeczy, po drugie je zapisać. I tutaj można stosować różne strategie. Na przykład technika Cornella, gdzie można pracować z obrazem jak i bez. Zachęcam do tego, żeby rzeczywiście iść tą ścieżką, ale można również pójść w kierunku tego żeby wybrać te treści, które są ważne, przetworzyć je w swoim umyśle, ale wykorzystując również swoje skojarzenia, najlepiej obrazowe. Nasz umysł łatwiej pewne rzeczy wyobraża sobie obrazami. Zapisanie notatek na papierze w postaci słów wspieranych obrazem jest genialne, bo zamiast długich zdań podrzędnie złożonych wyciągamy esencję, która znajduje się na papierze. Ponadto, jeśli uda nam się do tego dodać jakieś obrazy, własne skojarzenia, które mogą być bardzo metaforyczne, zabawne, pełne emocji, to bądźmy pewni, że następnego dnia będziemy dużo pamiętali, ale nie zapomnimy również za dwa, trzy dni. To nie jest tak, że na zawsze, bo znów trzeba materiał utrwalić, ale zamiast pięciu stron notatek mamy jedną notatkę z kwintesencją tekstu i z obrazem, które łatwiej nam po pewnym czasie odtwarzać.

P.P.: O tych skojarzeniach, o których mówiłaś, wspominałam w którymś z odcinków mojego podcastu. Było właśnie na temat zapamiętywania słówek, o skojarzeniach, różnych elementach i obrazach w naszej głowie, które powinny się pojawić. Odsyłam was do tego odcinka.

D.K.: W moich warsztatach zwracam m.in. uwagę na to, że słówek można się uczyć właśnie łącząc obraz ze słowem, z jakimiś skojarzeniami, tworząc tak zwane litero-obrazy, które same w sobie są mnemotechniką do zapamiętania.

P.P.: Dokładnie, wczoraj taka sytuacja, siedzimy z moim synem i robimy hiszpański, mówię do niego: „Słuchaj nauczymy się tutaj takich pięciu słówek, narysuj sobie te słówka i podpisz je po hiszpańsku, a on mówi: A nie mogę sobie ich wypisać po polsku i hiszpańsku? Na co mówię: Nie, dlatego że to jest najgorsza i najbardziej nieefektywna metoda. Narysuj sobie to słówko i podpisz je po hiszpańsku. To zawsze będzie lepsze niż
napisanie tylko po polsku i po hiszpańsku”. Mój syn, który jest w trzeciej klasie już ma zakodowane, że przecież można wypisać po polsku i po hiszpańsku. Gdybyśmy lubili tylko i wyłącznie czytać, to nikt nie lubiłby oglądać filmów. Gdybyśmy lubili tylko czarno-białe filmy to telewizor nie byłby kolorowy. Zawsze to powtarzam, próbuje też pokazać to moim dzieciom, natomiast gdzieś w naszej głowie jest takie przeświadczenie: przecież mogę tylko napisać, to będzie to samo. To nie będzie to samo.

D.K.: Uzupełniając jeszcze to co mówisz, prawdą jest że mamy teraz możliwość takiego głębszego wejrzenia w nasz umysł i między innymi neurodydaktyka pokazuje nam, że powinniśmy uczyć się sensorycznie, bo to jest przyjazne dla mózgu.

P.P.: Co to znaczy Danusiu? Wytłumacz.

D.K.: Oczywiście specyfika uczenia się języków obcych jest taka, że najlepiej jest się zanurzyć w języku.

P.P.: No tak, ale jesteśmy w Polsce. Jak możemy połączyć to z tym o czym teraz mówimy?

D.K.: Oczywiście pisać, oczywiście słuchać, oczywiście rysować, bo dzięki temu mamy kolor i obraz. Ale również w waszym przypadku trzeba jeszcze mówić, oglądać jakieś audycje w obcych językach, gdzie mamy i obraz, i słyszymy, i jeszcze może mamy podpisy. Nawet nie ucząc się tylko języka powinniśmy zgadzać się na to, że powinniśmy różne rzeczy robić nawet dotykając, podskakując, tworząc jakieś rzeczy manualne. Jest tutaj tych sposobów wiele, jednak my jesteśmy dosyć mocno skoncentrowani na swoich doświadczeniach, na tym że tak się uczyliśmy od zawsze i tak nas uczyła szkoła.

P.P.: No niestety, mój trzecioklasista to wczoraj pokazał, po hiszpańsku.

D.K.: Dokładnie.

P.P.: Niestety jest tak jak mówisz. Nie będziemy tutaj mówić na temat szkoły, natomiast zawsze możemy zrobić coś więcej. Uczymy się języka hiszpańskiego, przynajmniej ze mną, dlatego że chcemy, a nie dlatego że chodzimy do szkoły. Danusiu będziemy musieli powoli kończyć. Wiem, że jeszcze dużo rzeczy nie zostało powiedzianych, ale nasza rozmowa ma być takim wstępem do sketchnotingu, żeby was trochę zachęcić do pogłębiania wiedzy na ten temat. Danusiu, chciałabym Cię jeszcze zapytać o to co jesteś w stanie moim słuchaczom powiedzieć na sam koniec. Co mogą zrobić dzisiaj albo jutro po wysłuchaniu tego podcastu? Co mogą zmienić, żeby zastosować jakąś metodę tu i teraz? I co nam polecasz? Co w ogóle zrobić żeby zacząć stosować sketchnoting?

D.K.: Wiecie co? Tak myślę, że taka najprostsza rzecz na początek, to ćwiczenie które tu już dzisiaj zostało omówione. Chodzi o to, żeby próbować uczyć się słówek poprzez wyobrażenia obrazem, żeby sobie rysować, pisać czy rysować litero-obrazy. To jest coś co spowoduje, że jutro i za dwa dni ciągle będziecie to słówko pamiętali, a na pewno będziecie pamiętali kiedy upłynie jeszcze więcej czasu. Natomiast, gdyby zainteresowało to was na tyle, że chcielibyście spróbować robić notatki graficzne, to sugeruję te dwa miejsca w sieci, o których wam mówiłam. Wpadajcie też na www.nauczona.pl, gdzie pokazuję, że można narysować notatkę graficzną do uczenia się do egzaminu z farmakologii na przykład, bardzo prosty rysunek i opisuję jak pomogłam studentkom farmacji, to jest też fajna inspiracja. Natomiast dla tych, którzy lubią uczyć się z papieru, mam dobrą wiadomość, jest już kilka książek w języku polskim, np. „Myślografia” Agaty Baj czy „Notatki wizualne” Natalii Mikołajek, też bardzo fajna pozycja i również dwie książki Karoliny Jóźwik dotyczące myślenia wizualnego w biznesie.

P.P.: Danusiu bardzo dziękuję, padło tutaj wiele ciekawych informacji na temat notowania graficznego. Jeśli dobrze słuchaliście, to tak naprawdę tych metod pojawiło się tutaj sporo. Przede wszystkim zachęcam was do tego abyście weszli na blog Danusi www.nauczona.pl. Tam jest kopalnia wiedzy. Zapraszam was bardzo serdecznie do nowej ery uczenia się języka hiszpańskiego dzięki notowaniu graficznemu .

Cały wywiad z Danutą Kitowską znajdziesz w moim podcaści

Danuta Kitowska – jej miejsce w sieci:
https://nauczona.pl

Agata Baj:
http://agatabaj.pl/

Książka „MYŚLOGRAFIA”:
https://myslografia.edu.pl/myslografia
https://nauczona.pl/mapy-mysli-podstawy-wywiad-agata-baj/

Klaudia Tolman:
https://www.klaudiatolman.pl/

Inne książki z myślenia wizualnego i profesjonalne flamastry:
https://experiencecorner.com/ – zniżka na hasło „nauczona”

Marzenia się spełniają, czyli wywiad z Aleksandrą Lipczak

Zasubskrybuj na YT i Spotify!

Nie wiem czy już spotkaliście się z książkami Aleksandry Lipczak „Ludzie z Placu Słońca” i „Lajla znaczy noc”. Jeżeli nie, to gorąco zachęcam do lektury. Przeczytałam pierwszą (i zamarzyłam o rozmowie z Olą) oraz z wielką przyjemnością zabieram się zadrugą. To między innymi Ola zainspirowała mnie do stworzenia mojej autorskiej metody HOP (hiszpański, obyczaje, proces nauki języka). Publikacje i książki Oli to ogromna kopalnia informacji o języku, obyczajach i kulturze Hiszpanii, co jak wiecie bardzo ułatwia naukę hiszpańskiego i pozwala poznać ten język lepiej i głębiej. Ale nasza rozmowa dotyczyła również procesu nauki języka, bo Ola studiując iberystykę tych wszystkich zawirowań związanych z poznawaniem nowego języka doświadczyła na własnej skórze. No to zaczynamy!


Paulina Piecyk: Olu bardzo długo czekałam na ten wywiad. Cieszę się ogromnie, że mamy okazję się spotkać . Naprawdę bardzo serdecznie Ci dziękuję, że znalazłaś dla mnie czas. Opowiedz nam coś o sobie i o swoich książkach. To ważne dla tych wszystkich, którzy jeszcze Ciebie i twojej pracy nie znają, a powinni, bo jak najbardziej warto poznać Hiszpanię nie tylko od strony zabytków czy przyrody, ale również ludzi, którzy tam mieszkają.


Aleksandra Lipczak: Cześć, cieszę się że nasze spotkanie w końcu doszło do skutku. Kiedy się kontaktowałyśmy po raz pierwszy byłam autorką jednej książki, natomiast teraz rzeczywiście mam te dwie książki na koncie i obie są poświęcone Hiszpanii. Pierwszy raz wyjechałam do Hiszpanii na studiach, a ponieważ studiowałam iberystykę, to chciałam poznać Hiszpanię z bliska, wtedy spędziłam tam pół roku. Kolejny raz wyjechałam po studiach, znalazłam się w Hiszpanii w 2008 roku, kiedy to zaczął się kryzys i spędziłam tam 5 lat. To właśnie owocem tego pobytu jest książka „Ludzie z Placu Słońca”. Książka ta to zbiór reportaży o różnych sprawach ważnych dla Hiszpanów, przegląd współczesnej sytuacji w Hiszpanii, której tłem jest właśnie kryzys. Jakie tematy najbardziej zajmują Hiszpanów, co nie daje im spokoju, to doskonale stało się widoczne dokładnie podczas kryzysu, kiedy to różne brudy i różne duchy przeszłości powychodziły na jaw i właśnie o tym jest ta książka. W 2020 roku opublikowana została „Lajla znaczy noc”. Temat tej książki jest bardzo fascynujący, zajęłam się w niej przeszłością, czyli arabsko-islamskim dziedzictwem Hiszpanii. Co ciekawe, siadając do pisania sama praktycznie niewiele wiedziałam na ten temat, czym właściwie była Andaluzja i jaki to ma wpływ na współczesną Hiszpanię, jak i to pozostawiło ślad. Ta historia Hiszpanii jest naprawdę przeciekawa, przebogata. Dlatego przy pisaniu drugiej książki spędziłam pół roku w Andaluzji. Wcześniej mieszkałam głównie w Barcelonie i znałam Katalonię, czyli bardziej północ Hiszpanii. Do Andaluzji jeździłam tylko jako turystka lub w związku z pracą. A tym razem ta druga książka dała mi okazję, żeby właśnie poznać lepiej, dosłownie posmakować południa Hiszpanii, które jest zupełnie inne niż Katalonia.


P.P.: Ja akurat w 2008 roku kończyłam swoją historię z Hiszpanią. To było właśnie zaraz przed kryzysem, poznałam Hiszpanię, w której zarabiało się pieniądze bardzo łatwo. Znajdowało się pracę wszędzie. A potem przyszedł ogromny, ogromny kryzys i tak jak powiedziałaś te wszystkie demony przeszłości zaczęły wylewać się na zewnątrz. Ale powiedz mi od samego początku. Dlaczego hiszpański, dlaczego Hiszpania, dlaczego pisanie książek?


A.L.: Właściwie to nie wiem jak to się zaczęło. Pamiętam, że po pierwszym roku studiów na dziennikarstwie zobaczyłam film „ Vengo”, którego reżyserem i autorem scenariusza jest Tony Gatlifi, to jest film na temat korzeni flamenco. Taki muzyczny film, są w nim pokazane różne wpływy na kulturę hiszpańską, w tym bliskowschodnie. Bardzo piękna muzyka i bardzo taki klimatyczny film. No i właśnie wtedy stwierdziłam, że chcę studiować iberystykę, chcę zajmować się hiszpańskim i Hiszpanią.


P.P.: Dlatego Hiszpania generalnie zainspirowana przez film, tak możemy powiedzieć.


A.L.: Tak. Na zajęciach praktycznych z języka hiszpańskiego, oprócz wkuwania tych wszystkich czasowników, nieregularnych form i niezaliczania tych wszystkich kolokwiów, mieliśmy taką fajną panią prowadzącą ćwiczenia, która właśnie w ramach praktycznej nauki języka hiszpańskiego puszczała nam filmy Pedro Almodovara. Na pierwszym roku studiów, już bez napisów, oglądałyśmy „Kwiat mego sekretu”. I pamiętam właśnie ten moment, po pół roku intensywnej nauki, kiedy to wydawało mi się, że jeszcze nic nie umiem, że cały czas nie zaliczam kolokwiów, a tu nagle oglądam film w oryginale i jestem w stanie zrozumieć go bez napisów. To było jak objawienie. Rozumiałam wtedy tak 20%.W ogóle mój pierwszy wyjazd do Hiszpanii był związany z nauką hiszpańskiego. Byłam na kursie wakacyjnym w Salamance razem z koleżanką Ewą, którą serdecznie pozdrawiam. Wybrałyśmy się wtedy do kina na „Porozmawiaj z nią”, to było moje pierwsze poważne oglądanie filmu bez napisów.


P.P.: Czy to było po pierwszym roku studiów?


A.L.: Tak, to było po pierwszym roku studiów.


P.P.: To ja ci muszę przerwać, bo z perspektywy tego jak ja uczę języka hiszpańskiego, powiedziałaś ważną rzecz. Po pół roku intensywnej nauki, a możecie się tylko domyślać, że na filologii bardziej intensywnie uczy się języka niż na kursach języka hiszpańskiego, oglądając film Almodovara w oryginale rozumiałaś 20%.


A.L.: Tak.


P.P.: I to jest dla mnie z perspektywy nauczyciela bardzo ważne, ponieważ dużo osób uczy się pół roku hiszpańskiego, spotykając się z tym hiszpańskim raz w tygodniu i po pół roku narzekają: „Ale ja jeszcze nic nie rozumiem, ja jeszcze nie rozumiem tych filmów, ja bym chciała…”. Czasami się po prostu nie da, kiedy spotykamy się z językiem raz w tygodniu, to nie oczekujmy, że będziemy nagle 80% rozumieć oglądając jakiś film bez napisów. Dlatego dla mnie jest bardzo ważne to co powiedziałaś: po pół roku intensywnej, ciężkiej pracy i nauki rozumiałaś 20% filmu oglądanego w oryginale. I to była radość, nie?


A.L.: Tak, tak rzeczywiście, to był chyba 2002 albo 2003 rok, mój pierwszy rok nauki. Pamiętam, że oglądanie tych filmów było trudne. Pamiętam ten ból towarzyszący temu, że nie jestem w stanie zrozumieć dokładnie wszystkiego, ale rozumiałam kontekst. Zresztą łatwiej się domyśleć o co chodzi, jak się ogląda film niż jak się czyta książkę. I to bardzo mi pomagało w nauce hiszpańskiego.


P.P.: Muszę ci powiedzieć, że trafiasz do mojego serca. Moi uczniowie wiedzą, że ja uwielbiam filmy Pedro Almodovara, chociaż jego filmy nie trafiają do wszystkich, to nie jest łatwe kino. Trzeba trochę rozumieć dlaczego on takie rzeczy pokazuje, ale ja uwielbiam jego tematykę i to w jaki sposób pokazuje nam Hiszpanię, tak naprawdę. Co z tą Salamancą? Powiedz.


A.L.: Salamanca to był taki krótki epizod. To był tylko kurs wakacyjny, zdradzam kompromitujące szczegóły ze swego życia studenckiego. Kurs był koniecznością, mnie i mojej przemiłej koleżance groziło niezaliczenie egzaminów z hiszpańskiego w drugim terminie, więc nasi rodzice sfinansowali nam wyjazd do Hiszpanii.


P.P.: Ale się udało?


A.L.: Ze studiów świetnie znałyśmy gramatykę, te wszystkie regułki, czasowniki itd., natomiast nie umiałyśmy mówić, to była totalna blokada komunikacyjna. Miałyśmy dobrą, jak na rok nauki, znajomość pasywną języka, natomiast nie byłyśmy w stanie złożyć jednego zdania. Więc po prostu ten wyjazd do Hiszpanii miał uratować nasze kariery naukowe. Tak nam zależało, że na tym wyjeździe rozmawiałyśmy między sobą cały czas po hiszpańsku i to nam pomogło, bo się nie wstydziłyśmy, bo się znałyśmy i czułyśmy się komfortowo.


P.P.: Byłyście w swoim środowisku. Dużo osób ma blokadę językową. Zwłaszcza my Polacy wstydzimy się mówić w obcym języku, boimy się tego co inni powiedzą.


A.L.: Tak i co ciekawe, w Hiszpanii ludzie mają tak samo. Mają duży problem z nauką angielskiego, filmy są dubbingowane i nie ma kontaktu z żywym angielskim. W związku z tym ludzie bardzo się wstydzą mówić po angielsku. Widziałam jeszcze w latach studenckich, podczas międzynarodowej imprezy, jak Hiszpanie zbijali się w obronne koło w swoim gronie, żeby tylko nie musieć mówić po angielsku.


P.P.: To tyle na dzisiaj, Ola uszczknęła nam rąbka tajemnicy jeśli chodzi o jej drogę do poznania języka hiszpańskiego. Myślę, że możesz wyciągnąć z jej opowieści wnioski i być dla siebie bardziej wyrozumiałym.

Metody szybkiej nauki, wywiad z Bartoszem Gawrylukiem

Zasubskrybuj na YouTube i Spotify!

Jeśli słuchasz mojego podcastu, to wiesz że ucząc hiszpańskiego kładę nacisk na proces nauki. Nie wyobrażam sobie, żeby uczyć się języków obcych nie mając jednocześnie skutecznych narzędzi. Jak dobrze wiesz metody wyniesione ze szkoły niekoniecznie działają. Dlatego postanowiłam oddać głos Bartkowi, specjaliście od szybkiej nauki.

Bartosz Gawryluk był uczestnikiem programu „The Brain”. Zachęcam cię, żebyś odcinek z Bartkiem obejrzał na YouTube, naprawdę warto.
 Oprócz tego Bartek prowadził zajęcia na Politechnice Łódzkiej,
poza tym jest trenerem skutecznej nauki i szybkiego czytania,  do tego jest coachem i pracuje z klientami biznesowymi. Uwaga, poznanie Bartka może skończyć się totalną zmianą podejścia do nauki.

Paulina Piecyk: Bartek witam cię bardzo serdecznie. Dziękuję bardzo, że zgodziłeś się na ten wywiad i mam nadzieję, że dzisiaj odmienisz życie wielu osób. Czym jest ta szybka nauka? Powiedz nam coś więcej.

Bartosz Gawryluk: Postaram się Paulina, dziękuję bardzo za zaproszenie. Na czym w ogóle polega ta szybka nauka? Wiele osób o tym słyszało, ale niewiele miało doświadczenia z szybką nauką. Czasem gdzieś w szkole pojawiała się osoba, która wspominała, że coś takiego istnieje. Natomiast jak to wygląda? Ja korzystam z takiego  modelu, który nazywa się 4M.

P.P.: Co to jest model 4M?

B.G.: W ramach tego modelu mamy kilka rzeczy. Dwie z nich są wewnętrzne: to nasza motywacja i nasze myślenie. Co mam na myśli mówiąc o myśleniu?
 Na przykład to czy pozwalamy sobie na popełnianie błędów, ponieważ szczególnie przy nauce języków obcych popełnianie błędów jest kluczowe. Bez tego nie da się pójść dalej.

P.P.: Zgadza się.

B.G.: Jeśli pozwolimy sobie na to, żeby popełniać błędy to automatycznie mamy dużo większą swobodę w komunikowaniu się, a o to nam przede wszystkim chodzi.
 Zauważcie, że nawet jak osoba ma w skali od 1 do 100 znajomość języka na poziomie 70, ale nie ma swobody w mówieniu, to nie jest w stanie swobodnie się komunikować.

P.P.: Dokładnie.

B.G.: Natomiast w drugą stronę, są małe dzieci, które uczą się języka i mają pełną swobodę w komunikowaniu się, chociaż zupełnie nie znają zasad. Nie znają słownictwa, ale przez tę swobodę łatwo się uczą.

P.P.: Zgadza się. Bardzo często obserwuję to u mnie na kursach, gdzie moi uczniowie są bardzo skoncentrowani na gramatyce, chcą by to wszystko było ogarnięte.
 Zawsze podkreślam, że nam chodzi o komunikację, bo uczę osoby, które wyjeżdżają na wakacje.  A na wakacjach mamy się komunikować a nie znać perfekcyjnie gramatykę, prawda? Więc powiedziałeś coś bardzo ważnego Bartku. I myślę, że wiele osób musi to sobie mocno wziąć do serca i pozwolić sobie na popełnianie błędów.

B.G.: Tak, to jest ta część myślenia. W ramach myślenia często pojawia się pytanie zadawane sobie: Czy mam dobrą pamięć? I czy mam talent do języków? A przecież nie ma czegoś takiego jak talent do języków.

P.P.: Dobrze, że to powiedziałeś. Bo bardzo dużo osób, które rozmawiają ze mną zanim dołączą do grona moich uczniów, mówi: Ale ja od razu ci zaznaczam, że nie mam talentu do języków.

B.G.: Talent w praktyce oznacza tyle, że dana osoba ma większą łatwość do wyłapywania dźwięków, czyli ma pamięć muzyczną, którą również można sobie wyćwiczyć.
  Można się tego nauczyć i od tego są dwie kolejne rzeczy: materiał i metody. Materiał ma Paulina fantastyczny, więc tym nie będziemy się zajmować.

P.P.: Dużo materiału jest na podcaście, też go można przerabiać.

B.G.: Dokładnie tak, więc skupimy się na metodach. Metody do szybkiej nauki są takie, że przy nauce języków obcych warto zacząć od osłuchania się z językiem. Zawsze polecam www.ted.com, są tam ciekawe wykłady, zazwyczaj do 15 minut.
   I nie ma znaczenia jaki język, zazwyczaj można tam coś ciekawego znaleźć. Tylko często uczymy się pasywnie, czyli tylko słucham i nie korzystam z tej wiedzy. To wygląda tak jakbym czytał teorię na temat pływania. Da się, ale efekty będą kiepskie. Dlatego w ramach praktycznej nauki, warto sobie regularnie zatrzymywać wideo i powtarzać to co usłyszałeś. Nie ma znaczenia, że nawet nie rozumiesz co tam jest mówione, ale uczysz się wymawiać te słowa. Uczysz się swobody w mówieniu i więcej:
uczysz się w bezpiecznych warunkach, bez stresu, że ktoś cię oceni itd. Tym łatwiej będziesz mógł się komunikować, gdy taka sytuacja do rozmowy faktycznie już się pojawi. A do tego najpierw trzeba się nauczyć mówić w danym języku i dlatego najlepsze jest powtarzanie tego co jest na nagraniu.
  Dodatkowo ted.com ma to do siebie, że ma możliwość włączenia transkrypcji tego co jest mówione. To bardzo fajnie pozwala na połączenie tego co się słyszy, z tym jak to jest napisane, więc automatycznie uczysz się dwóch rzeczy na raz. Taka nauka, szczególnie na początku, jest dużo skuteczniejsza, bo zauważcie, że każdy język ma różne dźwięki i jeśli nie słyszę niektórych z nich, to nie jestem w stanie dobrze ich wymówić.     Więc pierwszy etap to jest właśnie osłuchanie się z językiem, dopiero wtedy można skutecznie uczyć się komunikować.

P.P.: Dokładnie. Tutaj przerwę ci na chwilę. Nie chciałabym porównywać tego do nauki mówienia przez dzieci, bo wiadomo, że ze względu na budowę mózgu ta nauka wygląda trochę inaczej.
 Jeśli jednak cofniemy się do tych lat początkowych, to co przez ten pierwszy okres naszego życia robimy? No słuchamy jak mama do nas cały czas mówi i to jest osłuchiwanie się tak naprawdę z naszym językiem ojczystym. Zanim zaczniemy mówić, to najpierw usłyszymy pewnie ze 150 razy jak mama powie: daj, podaj, gdzie jesteś itd.
 Bardzo często nie potrafimy tego przełożyć na naukę języków obcych, bo wydaje nam się, że zaczynamy kurs i już mamy zacząć mówić.

B.G.: Niekoniecznie dzieci uczą się szybciej, to mit. Dorośli uczą się szybko jeśli wiedzą jak swoje doświadczenie wykorzystać.
 Wiele języków ma wyrazy bliskoznaczne, podobnie brzmiące itd. To często jest już duży plus, który pozwala nam startować nie od zera jak nam się wydaje, bo okazuje się, że z 1000 najczęściej używanych słówek znamy powiedzmy jakieś 10, 15, 20%. Na tym można budować.

P.P.: Dokładnie.

B.G.: Więc nie zaczynamy od zera tylko od pewnego fundamentu plus mamy doświadczenie, które pozwala dużo łatwiej wyobrażać sobie pewne rzeczy, czy łączyć tę wiedzę w fakty i przekładać na praktykę.
 Druga sprawa jest taka, że osłuchanie się to jedno, ale trzeba zacząć mówić, bo jeśli uczyliśmy się w szkole to bardzo często osłuchaliśmy się z językiem, ale nie mówiliśmy. To jest główna blokada językowa, która pojawia się w trakcie nauki.

P.P.: Dokładnie. Niestety bardzo dużo osób tę blokadę gdzieś tam po drodze złapało.

B.G.: Więc tutaj po pierwsze nasze myślenie i ten komfort emocjonalny, pozwolenie na popełnianie błędów. Poza tym bardzo fajnie załatwia temat powtarzanie za nagraniem.

P.P.: Nie boisz się, że będziesz powtarzać źle i uczysz się w bezpiecznych warunkach, bo nikt cię nie ocenia i nikt cię nie słyszy.

B.G.: Nawet jak źle powtórzymy i zdamy sobie z tego sprawę, to nasz mózg potraktuje to jako okazję do nauki i od razu wprowadzi korektę, więc im więcej błędów popełniamy, tym szybciej się uczymy.
 Tutaj błędy są pozytywne, im więcej błędów tym lepiej. Jeśli uczymy się na nich i faktycznie wprowadzimy zmiany. Poza tym też naszym celem nie jest idealny akcent, tylko to żeby się komunikować. Przecież nawet w języku polskim nie zawsze się perfekcyjnie komunikujemy.

P.P.: Dokładnie. I to jest błędne koło. Przecież w języku polskim również popełniamy wiele błędów i nie przekładamy tego na naukę języka obcego, tylko chcemy perfekcji, co powoduje że nie idziemy dalej. Bartku, czy masz dla nas coś jeszcze?

B.G.: Jeszcze jedna rzecz. Wiele osób ma tak, że stara się nawrzucać do swojego grafiku jak najwięcej zajęć z języka obcego.
 Praktyka pokazuje, że jeśli wydarzy się sytuacja podbramkowa i musisz się w ciągu, powiedzmy, miesiąca nauczyć się przynajmniej na jakimś podstawowym poziomie komunikować się, ta strategia sprawi, że się zniechęcisz i odpuścisz naukę.
 Więc to co można zrobić, to opracować w blokach czasu. Czyli powiedzmy 20, 25 minut maksymalnie. Proponuję nawet podzielić to sobie na 3 części.
 Pierwsze 3 – 5 minuty powtórka tego co uczyłeś się ostatnio, później nauka przez 15-20 minut i ostatnie 5 minut na podsumowanie tego czego nauczyłeś się na tej lekcji.
 Ponieważ nasza pamięć funkcjonuje tak, że jeśli czegoś nie powtórzymy, to dnia kolejnego pamiętamy tylko 60%. Jeśli w ciągu 3 dni nic nie powtórzymy, to pamiętamy jakieś 25% tego czego się uczyliśmy.
  Brak powtórek jest jedną z najgorszych rzeczy, którą można zrobić. Krótkie sesje nauki, ale częstsze, będą miały lepsze efekty niż  nauka raz na tydzień przez 3 godziny.

P.P.: Mniej znaczy więcej, tutaj sprawdza się codzienna praca i metoda Pomodoro.

Na temat metody Pomodoro możesz poczytać tu:

Czas zasadzić pomidory

Na twoim biurku zalega stos kolorowych karteczek z ważnymi informacjami, masz dwa kalendarze i notatnik; do tego trenujesz mindfulness, a i tak produktywność dla Ciebie to mit,

Czytaj więcej »

B.G.: Tak.

P.P.: Nie odkrywamy tutaj Ameryki. Mówimy o takich podstawach podstaw, ale czasami człowiek potrzebuje usłyszeć, że masz się uczyć języka obcego codziennie, nie po 3 godziny, ale po 15 – 20 minut i to jest tak proste a jednocześnie tak trudne.

B.G.: Tak, bo metoda skutecznej nauki to nie jest odkrywanie Ameryki, to są rzeczy które robimy regularnie raz na jakiś czas. Ale chodzi o to, żeby wprowadzić tę wiedzę na poziom świadomy i zacząć ją regularnie wykorzystywać, żeby były efekty. Bo jak coś nam się podoba, to automatycznie z tego korzystamy. Dlatego specjalnie dla słuchaczy twojego podcastu przygotowałem na to przepis – checklistę jak zabrać się w ogóle do nauki, czyli jak się przygotować do sesji nauki, ponieważ bardzo często nasze uczenie się jest przypadkowe. Pierwsza rzecz to jest jak najbardziej świadomie i celowe podejście do uczenia się. Druga – właśnie jak wprowadzić te rzeczy o których mówiłem, czyli technika Pomodoro czy właśnie praca w blokach czasu, jak odpowiednio robić powtórki. Często mamy tak, że chcemy zacząć się uczyć, ale okazuje się, że brakuje materiałów, chcemy napić się wody, włączy się przypomnienie na telefonie i okazuje się, że ten czas który mieliśmy przeznaczyć na naukę się rozprasza. Checklista pomoże wam wykorzystać ten czas  na naukę jak  najlepiej.

P.P.: Super, Bartku podsumujmy na koniec czym jest metoda 4M.

B.G.: Metoda 4M, czyli motywacja i nasze myślenie. Motywacja, czyli dlaczego chcę nauczyć się danej rzeczy. Im mocniejsza, tym cała reszta będzie prostsza. Nasze myślenie – czy pozwalam sobie na popełnianie błędów, czy uważam że jestem w stanie nauczyć się języka obcego, jak tutaj są jakieś blokady to oczywiście będzie trudniej. Na szczęście nasze myślenie zmienia się w trakcie  nauki, tak więc to bardzo pomaga. Im więcej mamy doświadczeń, tym łatwiej jest nam uczyć się nowych rzeczy. Tak więc motywacja, myślenie, materiał. Materiał jest kluczowy, często nawet ważniejszy od metod, bo jeśli mamy źle dobrany materiał, to pojawia się problem. Wyobraź sobie, że korzystasz ze zbyt trudnego materiału, automatycznie ci się nie chce, uważasz że nie dasz rady tego ogarnąć.

P.P.: Osoby, które przychodzą do mnie uczyć się języka hiszpańskiego, wiedzą dokładnie czego będą się uczyć. Nie przygotowuję do egzaminów, więc nie dostaną takiego materiału, bo wiedzą, że jadą na wakacje, więc nie będziemy się szykować do robienia testów, bo to jest bez sensu.

B.G.: I ostatnia rzecz, czyli po pierwsze metoda o której już wspominaliśmy, ważne żeby najpierw osłuchać się z językiem. Po drugie metoda Pomodoro, czyli w jaki sposób dobrze wykorzystać ten czas na naukę, najpierw robisz powtórzenie tego co ostatnio uczyłeś się, powtórzenie tego co było na tej sesji, w miarę często. Tutaj jest taka dobra metoda: 1,1,1, czyli jedna godzina od razu po nauce, potem jeden dzień, następnie jeden tydzień, jeden miesiąc na robienie powtórek.

P.P.: Kochani zapraszam was do checklisty, a jeśli będziecie mieć jakiekolwiek pytania to wiecie gdzie nas znaleźć. Wszystkie miejsca w sieci i opisy zamieszczę pod opisem podcastu, jak i pod opisem na youtubie, zapraszam was bardzo serdecznie.

Cały wywiad z Bartkiem znajdziesz w moim podcaście.

Bartka znajdziecie w sieci:

📧email: bartoszgawryluk@gmail.com

👍FB: https://www.facebook.com/bartoszgawryluk.skutecznanauka/

Zdjęcie wysp

W Polsce pogoda nie zachwyca? Odwiedź Wyspy Bogów!

Woda o wyjątkowej błękitnej barwie, rozległe plaże z drobnym, jasnym piaskiem, do tego zwierzęta i ptaki żyjące spokojnie w swoim naturalnym środowisku, bez nachalnej obecności tłumów turystów. Jednym słowem – bajkowe widoki niczym z Piratów z Karaibów. 

To moi drodzy nie jest opis Edenu tuż przed wygnaniem Adama i Ewy, tylko Morsko-lądowy Park Narodowy Wysp Atlantyckich (Parque Nacional Marítimo-Terrestre das Illas Atlánticas), jeden z niewielu dziewiczych rajów, które pozostały na Ziemi.

Tak się składa, że to wyjątkowe miejsce odwiedziła moja uczennica Agata. I z wielką przyjemnością opowiedziała o swoich wrażeniach, dodając kilka praktycznych wskazówek.
I ten wpis jest praktycznie jej dziełem. Gracias, Agata. 🙂

Morsko-lądowy Park Narodowy Wysp Atlantyckich tworzą niewielkie archipelagi: Cíes, Ons, Sálvora i Cortegada.

Archipelag Cíes

Najczęściej odwiedzanym miejscem jest Archipelag Cíes, który tworzą trzy wyspy:

Monteagudo, Faro i San Martiño, nie bez powodu nazywane wyspami bogów lub hiszpańskimi Karaibami. To tutaj znajduje się słynna Playa de Rodas uznana przez brytyjski dziennik The Guardian za jedną z najpiękniejszych plaż na świecie. Do tego krystaliczna woda, chroniący plażę las sosnowy, który zachęca do sjesty, a na deser spektakularne wschody i zachody słońca. Jednak zanim zanurkujesz w tej bajkowej wodzie muszę uprzedzić, że jest tu jeden, nieprzyjemny „haczyk”, te krystaliczne wody nie mają temperatury karaibskiej, woda jest zimna jak w naszym Bałtyku 😅.
No cóż, byłoby zbyt idealnie…

Oprócz Playa de Rodas Archipelag Cíes oferuje również:

* Playa de Nuestra Señora – mała zatoczka położona za plażą Bolos (dos Viños).
* Playa das Figueira – plaża dla nudystów.
* Playa dos Viños – położona na końcu Playa de Rodas, zwana również Bolos, polecana amatorom nurkowania (buceo).

Jeżeli znudzi Cię leniuchowanie na rajskich plażach to Archipelag Cíes ma również ofertę dla miłośników pieszych wędrówek (senderismo). Czekają tutaj na Ciebie 4 szlaki turystyczne (Cies castellano). Są bardzo dobrze oznakowane, dlatego bez przeszkód można podziwiać przepiękne krajobrazy i odkrywać dziewiczą florę i faunę.

To również niezwykła okazja do obserwowania ptaków w ich naturalnym środowisku. Atlantycka strona wysp jest bardziej skalista i stanowi ważne schronienie dla mew, które gniazdują na klifach
o wysokości do 100 m. To tu znajduje się prawdopodobnie największe obozowisko mew w Europie, co stwarza okazję do podziwiania wyjątkowego spektaklu jakim jest  krzyk tysięcy mew.

Przed wyruszeniem na trasę warto zaopatrzyć się
w broszurę informacyjną o parku w budce informacyjnej, którą znajdziesz po przybyciu na wyspy. Tam też możesz
zapisać się na zwiedzanie trasy wraz z przewodnikiem.
4 trasy turystyczne, które warto zobaczyć to:

* Trasa Latarni Morskich Cíes – najpopularniejsza, a zarazem najdłuższa, dochodzi do Mount Faro (przejście 7 km zajmie Ci ok. 2,5 godz.).

* Trasa Faro da Porta – dociera do Faro da Porta w południowej części wyspy (5,2 km, 1 godzina i 45 min. w obie strony).

* Trasa Alto do Principe – jest najkrótsza ze wszystkich, z  panoramiczny widokiem  na wyspy Cíes (3 kilometry, trasa zajmuje 1 godzinę i 15 min.).

* Trasa Monteagudo – jest to trasa, która dociera do Faro do Peito w Monte Agudo (5,6 km, czyli 1 godzina i 45 min. w obie strony).

Jeżeli z kolei jesteś miłośnikiem nurkowania, to nie przejdziesz obojętnie obok możliwości odkrywania i podziwiania przepięknego podwodnego życia Parku Narodowego, które oferuje klub nurkowy Illas Atlánticas. Wystarczy, że chęć nurkowania (buceo / snorkel) zgłosisz w recepcji  campingu (cena wyprawy  zawiera wypożyczenie sprzętu do nurkowania). W recepcji znajdziesz też ofertę Szkoły Kajakowej Atlantic Islands Sea Kayak School, która organizuje trasy kajakowe wokół Wysp Cíes.

Previous slide
Next slide

Gdzie przenocować?

Camping (Camping Islas Cíes, campingislascies.com), o którym wspominam wyżej to jedyna opcja noclegowa na wyspach. Nie bez powodu, bo wyspy są przede wszystkim domem dla tutejszych ptaków i zwierząt. Dlatego nie ma tutaj hoteli i restauracji. Na terenie wysp znajdują się tylko 3 bary: na molo, przy campingu
i trzeci, najbardziej popularny, Bar Serafín.

Ale kiedy zdecydujesz się na nocleg na campingu na pewno nie pożałujesz, ponieważ nocą czeka na Ciebie dodatkowa atrakcja. Park Narodowy Atlantyckich Wysp Galicji posiada certyfikat Fundacji Starlight, utworzonej przez Instytut Astrofizyczny Wysp Kanaryjskich. Dzięki temu oferuje jedyną i niepowtarzalną okazję poznawania nocnej mapy nieba wraz z przewodnikiem.

I tutaj pojawia cię pytania: jakim cudem tak wyjątkowe miejsce udaje się uchronić przed tłumami turystów, drogimi hotelami i tonami śmieci? Odpowiedź brzmi:

Limitowany dostęp do wysp

Aby odwiedzić wyspy musisz uzyskać autoryzację wstępu (Reserva de visitas a las Islas Atlánticas (xunta.gal)),  jest ona niezbędna aby zakupić bilet na prom kursujący na wyspy. Czasami przewoźnicy oferują już w cenie biletu autoryzację (np. Barco a las Islas Cíes desde Vigo – Reserva en Civitatis.com). Promy  wypływają tylko z 3 miejsc Galicji: z Vigo, Baiona i Cangas. Na wyspach nie znajdziesz koszy na śmieci, wszystko co przywieziesz, musisz zabrać ze sobą.

I na koniec, bardzo ważna sprawa. Jeżeli chcesz, by wyspy bogów nadal zasługiwały
na to miano to musisz przestrzegać zasad parku: nie opuszczać ustalonych tras
zwiedzania, nie wchodzić na chronione obszary wydm, jezior i miejsc gniazdowania
ptaków. Jednym słowem: nie możesz przeszkadzać naturze. To warunek konieczny
do tego, by Parque Nacional Marítimo-Terrestre das Illas Atlánticas przetrwał w
swojej niezmienionej, cudownej formie.

Gracias, Agata 🙂

Previous slide
Next slide

A kiedy Ty zamierzasz odwiedzić Wyspy Bogów?

Nieoczywista geografia Hiszpanii

Kiedy staniesz na szczycie Skały Gibraltarskiej, to bez trudu zobaczysz Afrykę. I możesz tego doświadczyć podczas zwiedzania Hiszpanii, chociaż Gibraltar wcale do Hiszpanii nie należy. Skomplikowane? Wcale nie, wystarczy tylko, że przeczytasz mój wpis o hiszpańskiej geografii.

Znajomość geografii przydaje się zawsze

W zeszłym roku byłam na Podkarpaciu, a w tym roku czekają na mnie Mazury. I wszystko jasne. Znajomość regionów własnego kraju pomaga. To dlaczego nie znać regionów w Hiszpanii. Planujesz podróż lub życie w Hiszpanii? Dobrze jest wiedzieć, gdzie leży Aragonia bądź Andaluzja :). Zachęcam do zapoznania się z mapą Hiszpanii mojego skromnego autorstwa.

Mapa pokazująca Portugalię, Hiszpanię, Andorę i Gibraltar

Znajomość regionów w Hiszpanii jest bardzo przydatna. Nie mniej przydatna jest też znajomość samego położenia tego kraju.

I odpowiedź na ważne pytanie:

Ile krajów leży na Półwyspie Iberyjskim?

Te najbardziej znane:

  • Hiszpania (Español)
  • Portugalia (Portugal)

I te trochę mniej:

  • Andora (Andorra) – niewielkie państwo o powierzchni 462 km2 graniczące z Hiszpanią i Francją, gdzie oficjalnym językiem jest kataloński, a praktycznie cała powierzchnia pokryta jest górami.

Na Półwyspie Iberyjskim znajduje się też kawałek Wielkiej Brytanii…

W postaci wspomnianego już Gibraltaru, czyli brytyjskiego terytorium zamorskiego o powierzchni 6,5 km2, z czego większość zajmuje słynna Skała Gibraltarska, z której szczytu możemy zobaczyć Afrykę. Bo tak się wygodnie składa, że Gibraltar jest odległy od Afryki jedynie o 14 km. Gibraltar kiedyś był uważany za kraniec znanego świata, granicę oddzielającą świat ludzi od świata potworów. Teraz to bardzo ciekawe miejsce do zobaczenia na mapie turystycznych podróży.

Hiszpania to nie tylko Półwysep Iberyjski

Do Hiszpanii należą również wyspy położone na Morzu Śródziemnym i Oceanie Atlantyckim:

Wyspy Kanaryjskie (Islas Canarias) znajdują się daleko od Hiszpanii na Oceanie Atlantyckim, co im wcale nie przeszkadza w tworzeniu dwóch hiszpańskich prowincji: Santa Cruz de Tenerife i Las Palmas. Z pewnością każdy słyszał o Wyspach Kanaryjskich, słyną bowiem z idealnych warunków do wypoczynku, dlatego to częsty kierunek wakacyjnych podróży. Podobnie jak:

Baleary (Islas Baleares), które leżą z kolei na Morzu Śródziemnym, ten archipelag składa się z kilku wysp, najbardziej znane to Majorka, Minorka i Ibiza.

Bez wizy do Afryki

Okazuje się, że możesz zwiedzić kawałek Afryki bez opuszczania Hiszpanii…

Do Hiszpanii bowiem należą dwa autonomiczne miasta, które leżą w Afryce.

 

Melilla – miasto o powierzchni 12,3 km znajdujące się na wschodnim wybrzeżu Maroka.

Ceuta – miasto-twierdza o powierzchni 19,7 km2 leżące naprzeciw Gibraltaru. Dlatego wystarczy, że w Gibraltarze wsiądziesz do łódki, po to by po 30 minutach podróży dotrzeć do hiszpańskiej Ceuty znajdującej się już w Afryce.

Chcesz zwiedzać Hiszpanię?

Chcesz zwiedzać Hiszpanię? Koniecznie poznaj jej geografię, położenie i historię. Dzięki temu w pełni skorzystasz ze wszystkich bogactw, jakie ten kraj oferuje. Z dowodem i bez wizy możesz odwiedzić miasta położone w Afryce, stanąć na krańcu znanego świata, a nawet wypocząć na egzotycznej, ale wciąż  hiszpańskiej, wyspie.

Fuerteventura
Wyspy Kanaryjskie
Galicja
Półwysep Iberyjski
Madryt
Półwysep Iberyjski
Malaga
Półwysep Iberyjski
Teneryfa
Wyspy Kanaryjskie
Park Narodowy Cabaneros
półwysep Iberyjski
Previous slide
Next slide

Najlepsza oliwa z oliwek? Naturalnie, że z Hiszpanii.

Pablo Picasso, Salvador Dali czy Antonio Banderas? Który z nich najbardziej rozsławił Hiszpanię? No cóż, odpowiedź nie jest oczywista, bo jak się okazuje Hiszpania najbardziej znana jest z produkcji najwyższej jakości oliwy z oliwek. I to o hiszpańskich oliwkach będzie ten wpis.

Dlaczego oliwki kochają Hiszpanię?

Z takiego samego powodu co Polacy. Za idealny, śródziemnomorski klimat: dużo słońca, w miarę stała temperatura, sporo deszczu wiosną i jesienią, mnóstwo słońca latem i łagodna zima. Takie warunki bardzo odpowiadają oliwkom. I taki klimat gwarantuje im Hiszpania, a szczególnie region słynący z uprawy oliwek – Andaluzja. To właśnie stąd pochodzi 80% hiszpańskiej oliwy. Klimat to nie wszystko, za niepowtarzalną jakość hiszpańskiej oliwy odpowiada również proces jej produkcji, czyli: odmiana oliwek, ich uprawa, zbiór, sposób tłoczenia, a nawet sposób transportu. Do tego wszystko trzeba doprawić sporą dozą cierpliwości. Oliwka, żeby zacząć owocować potrzebuje rosnąć aż 10 lat, za to cieszy się długim i owocnym życiem. Niektóre z oliwek potrafią osiągnąć zawrotny wiek 2000 lat.

Oliwki, zielone czy czarne?

W Hiszpanii uprawia się aż 260 odmian oliwek, ale najbardziej znane to hojiblanca, picuda, picual, gordal, manzanilla, morona. Moment zbioru ma wpływ na smak i zapach hiszpańskiej oliwy. Co warte podkreślenia zbiór oliwek w Hiszpanii trwa najdłużej w Europie. Oliwki nadają się już do zbioru w grudniu (wtedy są jeszcze zielone, ale już dojrzałe) i zbiera się je do marca. Dojrzewając zmieniają kolor – od zielonego po czarny. Co ma wpływ na smak oliwy. Te mniej dojrzałe dają nam oliwę o bardziej intensywnym smaku, z tych dojrzalszych, ciemniejszych, powstaje łagodniejsza oliwa. Idealny proces zbioru i produkcji gwarantuje idealną oliwę. Oliwki nie mogą być zbyt dojrzałe, nie można zbyt długo ich magazynować, ani uszkodzić podczas transportu. Jaka hiszpańska oliwa jest najlepsza? Odmiana oliwek, ich dojrzałość, sposób zbierania, tłoczenia i transportu wpływają na skład chemiczny oliwy i jej jakość. Najlepsza oliwa to ta o najniższej kwasowości. Oliwa z oliwek z pierwszego tłoczenia – wytwarzana na zimno, bez dodatku substancji chemicznych.

• Extra Virgin – to delikatna oliwa o najwyższej jakości (i kwasowości poniżej 0,8%); może być filtrowana (przejrzysta) i niefiltrowana (z osadem). Nie używamy jej do smażenia (może palić się w wysokiej temperaturze), za to stosowana na zimno nie ma sobie równych.

• Virgin – również cieszy się wysoką jakością, a jej kwasowość dochodzi do 3%; używa się jej do wzbogacenia oliwy rafinowanej.

• Lampante – o kwasowości powyżej 3,3%; nadaje się do spożycia po procesie rafinacji.

Oliwa rafinowana – powstaje z oliwy gorszej jakości, proces rafinacji powoduje, że oliwa zostaje pozbawiona smaku i zapachu – dlatego dodaje się do niej oliwę virgin, która dodaje oliwie rafinowanej cech organoleptycznych. Ta oliwa nadaje się do smażenia.
Oliwa z wytłoczyn – to oliwa najgorszej jakości, wytłoczyny to pozostałości po tłoczeniu oliwek, dodaje się do nich rozpuszczalniki chemiczne, poddaje procesowi rafinacji. Oliwa ta nie ma cennych właściwości oliwy extra virgin, ale nadaje się do smażenia. Oczywiście najlepiej jest sięgać po oliwę najwyższej jakości – extra virgin. I jest na to sporo dowodów. 

Jedz oliwę na zdrowie.

Przeciętny Hiszpan spożywa miesięcznie ok. 1 litra oliwy, Polak – 1 litr w rok. A to błąd, bo oliwa z oliwek to jeden z najważniejszych elementów zdrowej dla serca diety śródziemnomorskiej. Oliwa extra virgin zawiera najwięcej biologicznie czynnych składników, w tym jednonienasyconych kwasów tłuszczowych i działających antyoksydacyjnie polifenoli. Co to znaczy w praktyce? To, że mieszkańcy Andaluzji należą do grupy ludzi żyjących najdłużej na świecie. Świetny powód, by wybrać się do sklepu po hiszpańską oliwę. A w sklepie zwróć uwagę na:

• datę produkcji – nie kupuj oliwy starszej niż półtora roku od daty produkcji (chyba, że była przechowywana w niskich temperaturach);

• butelkę – najlepiej z ciemnego szkła, która chronić ją będzie przed szkodliwym wpływem promieni słonecznych;

• sposób przechowywania na półce w sklepie – z dala od ciepła;

• osad – najlepsza oliwa jest mętna.

Zdecydowanie nie wybieraj oliwy, gdy na butelce:

Widnieje napis „Rozlewana/pakowana w (np. w Hiszpanii, Włoszech)” – to może znaczyć, że oliwa została jedynie zapakowana w Hiszpanii lub w innym miejscu, ale wyprodukowano ja w jakimś innym kraju.

Kupując oliwę:

• Sprawdź kolor. Wylej kilka łyżek oliwy na biały talerz, jej kolor powinien być zielonkawy lub lekko żółty;

• Sprawdź zapach. Oliwa musi pachnieć oliwkami.

• Sprawdź smak. Jeżeli oliwa pozostawia aksamitne wrażenie, a w gardle czujesz lekkie pieczenie, to… bardzo dobrze, oliwa jest wysokiej jakości i zawiera związki o działaniu antyoksydacyjnym.

Pamiętaj o prawidłowym przechowywaniu oliwy z oliwek.

Czyli z dala od światła słonecznego, najlepiej w chłodnym miejscu.

Lodówka nie jest najlepszym rozwiązaniem – oliwa gęstnieje i trzeba czekać po wyjęciu jej z lodówki, by powróciła do płynnej postaci (ale mimo, że zgęstnieje to nie traci swojej jakości). Zamknięta fabrycznie butelka lub puszka z oliwą może być przechowywana dwa lata, natomiast po otwarciu – trzy miesiące.

Jak kupować oliwę w Hiszpanii?

Oliwę z oliwek najlepiej kupować prosto od lokalnych producentów. To są przeważnie niewielkie, rodzinne biznesy. 

Jak ich znaleźć? 

Najprościej, gdy udasz się do COOPERARTIVA (rodzaj naszego skupu), tam albo kupisz oliwę, albo dowiesz się u kogo warto ją kupić.
Nazwa (adres?) rodziny, która produkuje oliwę – rodzinny producent oliwy z oliw.

Poniżej zamieszczam zdjęcie oliwy, którą otrzymałam w prezencie od mojej uczennicy Iwony. Właśnie od lokalnego producenta.

Święta w Hiszpanii

Czy wiesz, że w nocy z 5 na 6 grudnia, gdy w Polsce Święty Mikołaj (Papá Noel) oliwi swoje sanie i karmi renifery przed pracowitą nocą, w Hiszpanii Mikołaje mają wolne? Bo prezenty przynosi zupełnie ktoś inny. Ciekawe kto? Czytaj koniecznie dalej. Z przyjemnością podzielę się Tobą wiedzą na temat hiszpańskich zwyczajów świątecznych.
 

Wszystko zaczyna się od loterii

W Polsce na pierwszą gwiazdkę czekamy od… 6 grudnia. Wtedy to pełną parą ruszają przygotowania do Świąt. Za to w Hiszpanii okres Bożego Narodzenia zaczyna się 22 grudnia – od finału wielkiej loterii świątecznej (Lotería de Navidad). Praktycznie każda hiszpańska rodzina bierze w niej udział, a rekordziści są w stanie wydać na losy naprawdę sporo pieniędzy. Ale to nie wszystko.

 

22 grudnia to prawie początek szkolnych wakacji dla dzieci. Przerwa w nauce, w zależności od regionu, trwa w Hiszpanii do ok. 7 stycznia. Tutaj ciekawostka: rok szkolny w Hiszpanii ma 3 semestry, a przerwa świąteczna oddziela pierwszy i drugi semestr nauki. Zazdroszczę dzieciakom, chociaż może niekoniecznie rodzicom, którzy muszą zorganizować dzieciom opiekę.

24 grudnia, Wigilia i szopka

W Polsce tuż przed Wigilią ubieramy choinkę i czekamy na pierwszą gwiazdkę, by wraz z jej pojawieniem się podzielić się opłatkiem i zasiąść z rodziną do uroczystej kolacji. Tradycja zobowiązuje nas również do tego, by na stole pojawiło się 12 postnych dań.

Najważniejszym elementem świątecznego wystroju domu w Hiszpanii wcale nie jest choinka (árbol de Navidad), tylko – pięknie udekorowana szopka (el belén). A do kolacji wigilijnej Hiszpanie zasiadają znacznie później niż my i nie mają zwyczaju dzielenia się opłatkiem. Za to na wigilijnym stole pojawiają się najwyższej jakości oliwki, szynka, chorizo, mięsa, wina. Uroczysta kolacja potrafi trwać do białego rana, a na pewno do pasterki.

Ponieważ w nocy z 24 na 25 grudnia – Hiszpanie biorą udział w mszy koguta (Misa de Gallo), czyli pasterce. To również okazja, by później odwiedzić znajomych.

Boże Narodzenia i ,,prima aprilis''

25 grudnia to czas odpoczynku i spotkań w gronie rodziny. A na świątecznym stole króluje specjał pod postacią pieczonego kurczaka (pollo al horno). Chociaż do mnie najmocniej przemawiają polvorones, czyli kruche, przepyszne i przekaloryczne świąteczne ciasteczka. Nie jestem również obojętna na turrón, zwłaszcza ten z Alicante – słodki, pełen migdałów deser, któremu nikt się nie oprze.

26 grudnia to z kolei pora na … pójście do pracy. W Hiszpanii nie ma czegoś takiego jak drugi dzień świąt. Dzieci za to wciąż mają wolne.

28 grudnia to wtedy według wierzeń miała miejsce niesławna „rzeź niewiniątek” (el Día de los Santos Inocentes). Ale w Hiszpanii w ten dzień trwa „prima aprilis”. Co oznacza, że 28 grudnia można robić psikusy i nie ponosi się za to odpowiedzialności.

Sylwester w Hiszpanii nie obejdzie się bez 12 winogron i czerwonej bielizny

Winogrona należy zjeść w rytm 12 uderzeń zegara, który zapowiada nam nadejście Nowego Roku. Jeżeli planujesz spędzić Sylwestra w Hiszpanii to koniecznie kup małe winogrona – znacznie łatwiej je zjeść w szybkim tempie. A zjeść trzeba koniecznie, bo dzięki temu zapewnisz sobie 12 miesięcy szczęścia w nadchodzącym roku, w czym pomoże również czerwona bielizna założona w tym szczególnym dniu.

A teraz najważniejsze pytanie:
Czy Hiszpanie wierzą w Świętego Mikołaja?

25 grudnia Hiszpanie dzielą się prezentami, ale raczej symbolicznymi. Bo tak naprawdę prezenty w Hiszpanii przynoszą Trzej Królowie (los Reyes Magos). To właśnie od tych panów 6 stycznia grzeczne dzieci i grzeczni dorośli dostają prezenty. A ci niegrzeczni otrzymują węgiel, który występuje w postaci słodyczy zwanych el carbón dulce.

W Polsce piszemy listy do Świętego Mikołaja, Hiszpanie – piszą listy do Trzech Króli. Co więcej, dzieci często mają swojego ulubionego króla, którego proszą o prezenty.

Święto Trzech Króli to również czas pięknych, kolorowych pochodów, na które warto się wybrać, bo szczodrzy królowie, podczas pochodu, chętnie rzucają cukierkami.

Ale z 6 stycznia wiąże się jeszcze jeden smakowity zwyczaj. Otóż 6 stycznia Hiszpanie jedzą roscón – ciasto w kształcie pierścienia. W środku koniecznie musi znaleźć się groch i figurka króla. Ten, kto w swoim kawałku ciasta znajdzie groch – za rok piecze (kupuje) roscón, za to ten kto znajdzie figurkę – ma zagwarantowane szczęście w rozpoczynającym się roku. I kto wie? Może upoluje coś świetnego w niskiej cenie, bo 7 stycznia zaczynają się świąteczne wyprzedaże!

Co kraj, to obyczaj

Brak opłatka i Mikołaja. Są za to piękne bożonarodzeniowe szopki, prezenty przynoszone przez Trzech Króli, „prima aprilis” w grudniu i ciekawe zakończenie starego roku. A to nie wszystko, bo Hiszpania to cudowny i bardzo zróżnicowany kraj, w zależności od tego w jakim jej regionie się znajdziesz – bożonarodzeniowe zwyczaje mogą się od siebie różnić. Czy to znaczy, że Hiszpanie spędzają Święta ciekawiej niż my?

Na pewno inaczej.

Feliz Navidad 😉